Wczoraj wieczorem temperatura powietrza zaczela osiagac niepokojace rozmiary, kolo 21 było ciagle ponad 30 stopni. Trzeba bylo doplacic do klimatyzacji (urzadzenie było w pokoju, potrzebny był jedynie pilot). Doszedlem również do ladu z moskitiera bo noc wczesniej pomimo jej zalozenia komary ciely jakbym był z cukru (takiego dla komarow).
Dziś od rana za to ogien z nieba się lal. Masakra. Nie wiem jak to opisac, bo czegoś takiego nie przezylem jeszcze. Nawet bryza od morza nie pomagala. Po dwoch godzinach zalegiwania na murach fortu spotkalem jednego z Australijczykow. Razem wybralismy się na plaze do Unawatuna. I uwaga. Zwracam honor Rough Guide. Dzien wczesniej pomylilem plaze. Unawatuna to jedna z najpiekniejszych plaz jakie widzialem. Blekitna i ciepla woda, miekki piasek, mnostwo palm i knajpek. Po prostu zapraszamy do raju.
Chlopaki z Australii zrobili rzecz niebywala: wypozyczyli samochód. Teraz się boja ze jak wroca do siebie to policja wsadzi ich od razu do pudla. Jazda autem na Sri Lance to jazda niemal bez zadnych regul. A pieszy jest najmniej liczacym się uczestnikiem ruchu. Chociaz podobno najwięcej do szpitala trafia motocyklistow. Dość powiedziec ze gdy jechalem tuk-tukiem, kierowca trabil na pieszych gdy ci wchodzili na przejscie dla pieszych. Dla mnie, przechodzenie przez ulice to było zawsze najwieksze wyzwanie. Autobus potrafil pojawic się z nikad. A spotkanie z autobusem jadacym 60-tka to nie bulka z maslem.
Trzeba było jednak wracac do hotelu i wsiadac w autobus do Colombo. Podroz nim znacznie lepsza niż pocagiem. Trasa prowadzi wzdluz wybrzeza, więc piekne widoki, autobus klimatyzowany i calkiem chyba nowy (daje nie więcej niż 10 – 15 lat). Trzy godziny podrozy 430 LKR czyli ok 10 PLN (w tym podwojna taryfa za extra bagaz).
W Colombo przesiadka na inny autobus. Na przystanku w Colombo, takim duzym, jest sporo stanowisk, kazde oznaczone dla konkretnej trasy. Z jakichs jednak przyczyn autobusy (przynajmniej te prywatne) odjezdzaja z zupelnie innych miejsc. Po prostu staja gdzies, a pomocnik kierowcy wychodzi przed autobus i krzyczy, np. cos w rodzaju „airport”. Parę minut pozniej jada kawalek dalej i krzyczy to samo, aby zabrac jak najwięcej pasazerow. Bez pomocy tych z pierwszego autobusu chyba bym nie znalazl tego na lotnisko. W tamtym zamieszaniu, do tego było już ciemno i milion ludzi na przystanku wielkim jak plaza w Sopocie, sam bym zginal. Ostatecznie bylem jedynym bialasem w busie, inni być może probowali go znalezc ale ostatecznie wzieli taksowki.
A hotel polecam raz jeszcze. Nie doliczaja zadnych podatkow, tak jak cala reszta (np 10% do wszystkiego).