Ladowanie w Singapurze - 7.35 rano. Trzeba wypelnic formularz emigracyjny i dostaje się pozwolenie na pobyt na 90 dni. Lotnisko w Singapurze czysciutkie, potezniutkie. Pod lotniskiem przystanek metra. Za parę minut wjezdza na stacje ten pozdiemny cud techniki. Jeden z powodow do dumy w Singapurze to właśnie metro (drugi to lotnisko). Super nowoczesne, bardzo szybkie i ciche.
Na sniadanie wybieram się do Little China. Pelno knajpek, jest w czym wybierac. W knajpce zamowilem jakiś placek z nadzieniem z ziemniakow (tak zrozumialem). I oto nadchodzi z pol metra placka właśnie ale nadzienie jest zielone. Mam nadzieje ze to jednak nie ziemniaki, bo zielone to może jeszcze niedojrzale. Do tego trzy dodatki sosopodobne. Ze sztuccow mam widelec i lyzke (myslalem ze kelner przyniosl dwa sztucce bo tak na filmach widzial, ale pozniej się okazalo ze do wszystkich potraw, jeżeli dostajesz sztucce to właśnie lyzke i widelec). O co chodzi z lyzka do placka? Gdy się rozejrzalem to się okazalo ze jako jedyny bialas mam w ogole sztucce, inni jedza rekami (a wlasciwie prawa reka). Więc tez sprobowalem, dziwne uczucie jesc placek rekami. Po jedzeniu można wymyc rece w specjalnie do tego zainstalowanych zlewach.
Singapur to gigantyczne cetrum handlowe. Wszedzie są sklepy i restauracje. Jest tez niebywale czysto, ale za zasmiecanie niezle się buli. Miasto robi mocne wrazenie, jest bardzo nowoczesne i gesto zaludnione. Jak dla mnie troche malo tu zieleni. Gdy pewnego razu przez dluzsza chwile stalem przed wyjsciem z metra z otwarta mapa, podszedl jakiś czlowiek i spytal czy się zgubilem i potrzebuje pomocy. Gdy odparlem ze nie, dziekuje, po prostu poszedl dalej.
Na Sri Lance jedzenie było dobre, ale nic specjalnego (poza tym stosunkowo drogie, ceny podobne do polskich). W Singapurze natomiast jedzenie to po prostu poezja. Zarowno w chinskiej jak i indyjskiej dzielnicy smakuje wysmienicie, a kosztuje znacznie mniej niż w Polsce.